MAZOWIECKIE I WARSZAWSKIE POKOLENIA

 

WARSZAWSKIE POKOLENIA

O Stanisławie Kani (1927-2020)

Andrzej Werblan o Stanisłaie Kani:
Odszedł ostatni z żyjących pierwszych sekretarzy KC PZPR. Znałem go dobrze, blisko współpracowaliśmy w całej gierkowskiej dekady 1971 - 1980 i w pierwszych miesiącach kryzysu solidarnościowego. Był działaczem politycznym nietuzinkowym i człowiekiem ze wszech miar godnym szacunku. W dziejach Polski Ludowej zapisał się dobrze.

Z chłopskiej rodziny i ludowego środowiska wyniósł dobre cechy charakteru: prostolinijność, rzetelność, skromność, prawość. Osiągnął wysokie stanowiska, ale obce mu były dygnitarskie obyczaje i narowy. Wbrew nawykom ruchu politycznego, w którym działał, nie był doktrynerem, prawda życia była mu zawsze bliższa niż prawda świętych ksiąg.

Odcisnął piętno na historii Polski w kilku ważnych momentach dziejowych. W grudniu 
1970 r. w dramatycznym konflikcie na Wybrzeżu z wielką energią i odwagą zaangażował się na rzecz zmiany ekipy rządzącej i polityki. Później w całym gierkowskim dziesięcioleciu, gdy nadzorował z ramienia kierownictwa partii politykę wewnętrzną, dał się poznać jako zwolennik kompromisu i minimalizacji konfliktów. Przyczynił się do uchylenia sądowo-policyjnych konsekwencji wydarzeń marcowych 1968 r. Unikanie ofiar w konfliktach politycznych pozostawało jego nienaruszalną zasadą. Przewidując niepokoje społeczne w wyniku zamierzonej latem 1976 r. podwyżki cen, której bezskutecznie się sprzeciwiał, przeforsował decyzję, że siły porządkowe przeciwdziałające zamieszkom nie będą wyposażone w broń palną.

Zainicjował i przeprowadził zwrot w polityce państwa wobec Kościoła, uchylenie praktycznie wszystkich restrykcji, m.in. w budownictwie sakralnym, oraz normalizację relacji z Watykanem.

Kryzys społeczny zapoczątkowany falą strajków latem 1980 r. sprawił, że kierownictwo partii i kraju znalazło się w jego ręku. Z godnością mierzył się z ciężarem tej funkcji i czasu. I tu szukał kompromisu, zmagając się ze strajkową bezmyślnością Solidarności i nieustanną presją radziecką. Musiał wysłuchiwać pogróżek Breżniewa: W dubinu tiebia, towariszcz Kania! (Lagą by ciebie, towarzyszu Kania!). Trwał w optymizmie, wierzył w możliwość kompromisowego wyjścia z kryzysu. Nie udało się, zapewne nie było możliwe. Odszedł z funkcji, ale przekonania nie zmienił. Nawet sąd posolidarnościowy ścigający go po 20 latach musiał to przyznać.

Takim go znałem i zapamiętałem. Nie wszystko mu się udało, ale jak mógł, to w konfliktach swojego czasu zawsze stawał po jaśniejszej, bardziej światłej stronie.

ANDRZEJ WERBLAN
Źródło: "Tygodnik PRZEGLĄD"/Nr 11/9-15.03.2020

Stanisław Kania (1927 - 2020)

Manifo.com - free website