Redutę „Mostowa” obsadziliśmy, jeśli dobrze pamiętam, chyba 9 sierpnia, gdy organizacja batalionu Czwartaków była w pewnym sensie zakończona. Batalion pozostawał na kwaterze przy ulicy Freta 16. Redutę„Mostowa” Niemcy w dniach pomiędzy 12 –15 sierpnia zaatakowali dwukrotnie czołgami wzdłuż ulicy Boleść od strony Wisły. Chłopcom w obydwu wypadkach udało się z okien prochowni podpalić czołgi butelkami zapalającymi. Jeden z nich dopalił się do końca, drugi zgasł, lecz załoga uciekła. Odznaczył się przy tym szczególnie wspomniany podchorąży „Orlikowski”, który po ucieczce załogi niemieckiej wdarł się do pierwszego z nich (palącego się!) i wyniósł karabin maszynowy. Z drugiego my, to znaczy „Czwartacy”, wynieśliśmy i karabin maszynowy i kilka karabinów, amunicję i miny przeciwczołgowe, talerzowe. Wraki tych czołgów stały na przedpolu, a trzeci, był to samochód pancerny, który podjechał później, został uszkodzony i odholowany przez Niemców.
Po tym doświadczeniu Niemcy nie ryzykowali już podchodzenia czołgami na bliską odległość, ustawiały się one w czasie natarcia u wylotu ulicy Boleść i z tej bezpiecznej odległości ostrzeliwały redutę. Niektóre relacje i komunikaty z powstania podają liczbę zniszczonych czołgów na 4 lub nawet 6, ale to nieprawda. Zniszczyliśmy dwa czołgi i uszkodziliśmy jeden pojazd opancerzony, a to i tak był bardzo duży sukces. W wielu komunikatach w czasie powstania podawano przesadnie optymistyczne wieści ku pokrzepieniu serc. Teraz nie ma potrzeby zawyżania sukcesów.
Po odparciu ataku czołgów, następnej nocy zorganizowałem wypad w kierunku Wisły, gdyż tam zauważyliśmy stanowisko karabinu maszynowego. Stanowisko to Niemcy ulokowali tuż przed uskokiem, poza którym było znaczne obniżenie gruntu przy samym brzegu Wisły. Tamtędy odbywał się cały ruch wojska niemieckiego i jeździły tam czołgi i samochody całkowicie zasłonięte przed ostrzałem powstańczym. Wspomniany karabin maszynowy dawał się nam nieźle we znaki, gdyż z niego można było razić całą ulicę Mostową biegnącą pod górę, a także wszystkie nasze stanowiska.
To stanowisko postanowiliśmy zaatakować nocą, gdyż tylko w ciemności można było do niego podkraść się na odległość rzutu granatem. Tak zrobiliśmy tej nocy, granaty rzucił „Mucha”, który podkradł się najbliżej czołgając się przez zarośla i gruzy a gdy granaty wybuchły, Niemcy uciekli pozostawiając karabin oraz skrzynki z amunicją i zapasowe lufy. Wszystko to natychmiast zabraliśmy. To był dopiero rarytas!. Był to uniwersalny karabin maszynowy model MG42 na dwunogu w doskonałym stanie. Była to wspaniała broń szalenie szybkostrzelna (1500 pocisków na minutę) o dużej donośności i celności, bardzo nowoczesna. Poprzednio zdobyte wyciągnięte z czołgów karabiny maszynowe były starszego typu, prawdopodobnie model MG 34. Wadą tej broni było to, że lufa grzała się szybko i trzeba było czekać na ochłodzenie lub wymieniać lufę. Stąd zapasowe lufy bardzo były przydatne, wymiana lufy była bardzo prosta i trwała kilkanaście sekund. W ten sposób uzbrojenie batalionu powiększyło się znacznie.