MAZOWIECKIE I WARSZAWSKIE POKOLENIA

 

MAZOWIECKIE I WARSZAWSKIE POKOLENIA 2023

Czas Pamięci

Ze wspomnień Lecha Kobylińskiego - "Konrada" (2)
   Zorganizowano także trzeci batalion pod dowództwem „Hiszpana” (Henryk Woźniak), do którego wcielono pozostałości trzeciej, przedpowstaniowej kompanii Czwartaków a także oddział uratowanych Żydów, którzy przetrwali w ukryciu od czasu likwidacji powstania w getto warszawskim. Rozpoczęła się także rekrutacja młodzieży do baonu- było pełno chętnych. Z nimi rozmawiałem osobiście a w rozmowach tych uczestniczyła także „Hanka”. Przyjmować do baonu można było wielu, ale przyjąłem zasadę, że przyjmiemy tylko dwa razy więcej, niż jest broni. Broń miała być przekazywana idącym na akcję przez odpoczywających. W rzeczywistości były z tym kłopoty, bo nikt nie chciał przekazywać broni i trzeba było wielkich perswazji by tego dokonać. Później ilość broni wzrosła dzięki zdobyczom i zrzutom i sytuacja nie była już tak drastyczna. Stan baonu znacznie się powiększył i wynosił chwilami do 150 ludzi, choć w okresie późniejszym straty były tak wielkie, że nigdy nie było wiadomo dokładnie, jaki jest stan liczbowy.
   Dowództwo oraz pierwsza i trzecia kompania Czwartaków kwaterowały na ulicy Freta 16, na pierwszym piętrze od frontu i w bocznej oficynie. Druga kompania kwaterowała w pobliżu, na Miodowej. Mieszkanie na pierwszym piętrze na Freta, w którym kwaterowało dowództwo batalionu oraz częściowo pierwsza kompania było duże i bardzo przyzwoicie umeblowane, oprócz pięknych mebli wykonanych na wysoki połysk stał tam także fortepian. Właścicielka tego mieszkania przeniosła się do piwnicy wraz z większością lokatorów kamienicy, ale codziennie przychodziła na górę i sprawdzała czy mieszkanie jest w porządku, ścierała kurze i robiła awanturę gdy któryś z chłopców postawił mokrą szklankę na meblu, na którym zostawał po niej okrągły ślad.
   Po okresie względnego spokoju bombardowanie Starówki nasilało się jednak a piętnastego sierpnia Niemcy wprowadzili do akcji kolejowy ogromny moździerz oraz sześciolufowe miotacze min (tak zwane „Nebelwerfer”) ustawione w okolicach Dworca Gdańskiego, które rozpoczęły regularne bombardowanie. Miotacze te przy strzale wydawały charakterystyczny pisk przypominający odgłos słyszany przy przesuwaniu ciężkiego mebla po podłodze, stąd przylgnęła do nich nazwa „grające szafy”. Gdy słyszało się ten pisk, a następowało ich sześć po sobie, oznaczało to, że sześć min spadnie na Starówkę. Miny te o średnicy, jak pamiętam, około 20-25 centymetrów i około metra długości były wypełnione materiałem wybuchowym (trotylem?) albo też materiałem zapalającym. Chyba było to 17 sierpnia, gdy mina taka, wypełniona materiałem zapalającym wpadła do mieszkania w którym kwaterowaliśmy. Na szczęście w mieszkaniu nie było nikogo, pożar zdołano ugasić ale mieszkanie było zniszczone całkowicie. Wówczas dowództwo i pierwsza kompania Czwartaków przeniosły się do lokalu księgarni mieszczącej się po przeciwnej stronie ulicy (był to dom Freta7).
   Liczne pociski z tego miotacza min nie wybuchały a jeśli były one wypełnione materiałem wybuchowym, były rozbierane a materiał wybuchowy użyty do produkcji granatów powstańczych, „Filipinek” czy „Sidolek”.
   Znacznie bardziej niebezpieczne były pociski wystrzeliwane z ogromnego działa. Odnośnie tego, jakie to było działo, istnieją kontrowersje. Niektóre źródła podają, że był to tak zwane działo Sewastopolskie, ustawione na torach kolejowych (80cm Eisenbahnkanone 5 Dora). Było to działo ogromnego kalibru 800mma pocisk o masie ponad 4 tony mógł zburzyć całą dużą kamienicę. Bardziej prawdopodobne jednak jest, że Niemcy użyli innego działa, moździerza samobieżnego Karl Gerät 04 zwany „Ziu” na podwoziu gąsienicowym, o kalibrze 600mm. Pocisk z tego moździerza o masie 2.2 tony uderzył w kawiarnię Adria na Śródmieściu w dniu 18 sierpnia i nie wybuchł. Został on rozkręcony i materiał wybuchowy wyjęty. Ale to świadczy, że taki właśnie moździerz mógł zostać użyty. Szereg takich pocisków spadło na Starówkę. Na szczęście było ich niewiele, Niemcy nie mieli zapasu pocisków, jednakże te które spadły na Starówkę zrobiły ogromne spustoszenie.
   Największe spustoszenie czyniły jednak samoloty. Po 15 sierpnia Niemcy rozpoczęli systematyczne bombardowanie Starówki. Użyli do tego czterech (a później trzech, gdy jeden z nich został zestrzelony) samolotów nurkujących Ju 87 startujących z lotniska na Okęciu. Regularnie, co pół godziny (z przerwą na obiad) eskadra tych samolotów pojawiała się nad Starówką i z niskiego pułapu zrzucała ciężkie, kilkusetkilogramowe bomby, po czym odlatywała do bazy. Wieczorem i w nocy nalotów nie było. Samoloty latały tak nisko, że można było dostrzec pilota w kabinie oraz obserwować spadające bomby. Było to wrażenie okropne, gdy widziało się lecącą z góry bombę oczekując czy spadnie ona na głowę czy obok. Najbezpieczniejszym miejscem były barykady w pobliżu pozycji niemieckich, na które bomb nie zrzucano bojąc się razić własnych żołnierzy.
   Powstańcy nie mieli żadnej broni przeciwlotniczej, ani wielkokalibrowych karabinów maszynowych ani działek, toteż piloci latali zupełnie bezkarnie bardzo nisko wybierając cele. Z tego powodu był zakaz strzelania do samolotów ze zwykłej broni, ponieważ było to marnowaniem amunicji. Zdarzyło się jednak, że jeden z samolotów runął na ziemię w okolicy ulicy Hipotecznej ponieważ jeden z powstańców trafił pilota ze zwykłego karabinu. Był to przypadek zupełnie niezwykły.
   Na Starówce przez kilka pierwszych dni po naszym przybyciu było prawie zupełnie spokojnie i można było chodzić po ulicach względnie bezpiecznie, choć bywało, że ktoś padał zastrzelony przez tak zwanego „gołębiarza”. Byli to ukrywający się na poddaszach czy strychach Niemcy strzelający ze snajperskich karabinów do ludzi. Były to jednak przypadki rzadkie i wydaje mi się, że strach przed nimi i ich liczba były znacznie przesadzone. W każdym razie w tych dniach (między 7 a 12 sierpnia) chodziłem po Starówce w towarzystwie „Stefy” i adiutanta „Zbyszka” całkiem bezpiecznie, byliśmy także w ruinach Zamku Królewskiego oglądając pozycje powstańcze a także w innych miejscach i nic strasznego tam się nie działo. Można było zorganizować także namiastkę szkolenia dla przyjmowanych do oddziału ochotników.
Strony:   <<<   1   2   3   4   5   6   >>>
Strony: <<<   1   2   3   4   5    >>>
Ilustracje do Wspomnień L.Kobylińskiego:

Ciężki moździerz Karl Geraet Ziu na stanowisku

Niemiecki samolot nurkujący Ju-87

Manifo.com - free website